2001-11-06
Wszystkie drogi prowadzą na cmentarze. Odwiedzamy je, modlimy się za zmarłych, za nich składamy ofiary na msze św. u swoich księży? Ile razy w roku składamy takie ofiary? Czy czujemy jakąś powinność córki i syna wobec zmarłych rodziców? Czy to dobrze, jeżeli pragniemy, aby zmarłym było lepiej niż nam? Nasze przekonanie jest takie: nie teraz, lecz dopiero w wiecznym życiu będzie nasze pełne O. K. W Bogu będzie nasze szczęście, bez łez, bez zazdrości, bez narzekań, bez chorób…
Polak raczej nie jest i nie będzie zadowolony. Niezadowolenie to niezła cecha Polaków, jednak pod warunkiem, że będzie to dalekie widzenie braków i dziur w doczesnym szczęściu człowieka. Narzekanie nie może być krnąbrnym i dziecinnym buntem, lecz mądrą filozofią naszego pięknego życia. Mogłoby to być sympatyczne i religijne odczucie niewystarczalności doczesnego świata (jego kruchości i przemijalności), w którym zawsze będzie czegoś brakować, zawsze będzie jakiś bolący ząb, jakaś pustka w portfelu, będzie jakiś mól, jakaś rdza, jakiś proch, jakaś choroba, wobec której trzeba skapitulować… Polaka nikt nie zadowoli. Polak jest nienasycony. Jest zachłanny. Nawet mu Duch Święty nie dogodzi. Dlatego tak wielu jest niezadowolonych z rządu, z władzy, z reform, z dziurawego nieba, z niedobrej żony, z nieznośnych sąsiadów i ….
Zespół badawczy pod kierunkiem prof. Janusza Czapińskiego sformułował ogólny wniosek: u Polaków jest rozdźwięk między poprawą sytuacji materialnej a coraz większym niezadowoleniem. Potwierdza się totalne niezadowolenie Polaków, ale tak naprawdę żyję im się coraz lepiej. W r. 1997 było 66% rodzin nie mogących związać końca z końcem, a w r. 2000 było ich tylko 45 % . To wielki awans materialny. Tymczasem zadowolenie społeczne jest obecnie najniższe od r. 1994. „Im lepiej nam się wiedzie, tym bardziej narzekamy” (Czapiński, GW 12-13 VIII 2000). To jakaś choroba. Schorzenie społeczne. Uczono mnie na KULu (psychologia rozwojowa, katechetyka), że jednym z elementów dojrzałości wiary jest dojrzałość psychiczna, która m. in. polega na tym, aby mieć realistyczny stosunek do rzeczywistości. U Polaków trochę brakuje tego realistycznego widzenia rzeczywistości, skoro powodzi im się lepiej, a narzekają mocniej. „Polacy nie mają duszy obywatelskiej. Specjalnie ich nie interesuje, kto jest wójtem czy burmistrzem, a kto zasiada w radzie. Interesuje ich, żeby była woda, gaz, wywiezione śmieci. W wyborach do samorządów lokalnych uczestniczy znacznie mniej obywateli niż w prezydenckich.(…) O małym zaangażowaniu świadczy to, że w ub. roku tylko 8 % Polaków zaangażowało się w jakiejś formie w prace na rzecz społeczności lokalnej, własnego osiedla, ulicy czy gminy. I to jest wskaźnik, który pokazuje, jak daleko nam do krajów z dłuższym stażem demokratycznym.” (…) „Polacy mogą bardzo wybrzydzać, mówić, że wszystko się wali i pali, ale robią swoje. Radzą sobie coraz lepiej (…) czy uważają się za autorów zmian (…) czy ofiary – wszyscy starają się spadać na cztery łapy i to im się coraz lepiej udaje” (jw. Czapiński). Jak to się ma do postaw wiary w Jezusa Chrystusa? Katolicy lepiej siebie oceniają duchowo i bezgrzesznie niż na to zasługują. Jeszcze troszczą się o wieczne zbawienie dla zmarłych i siebie, chociaż coraz rzadziej ciężko chorego przygotowują na przejście do wieczności czyli na śmierć. Oszukują chorego. Oby swoje zdolności wykorzystali do duchowego dojrzewania. Niech spadają jak grzesznicy na cztery łapy, żałują, wybaczają, dążą do zgody. I niech dojrzale i realnie widzą wąskie przejście na tamten świat – do nieba z pięknymi aniołami. Niech na niebo i na Pana Boga nie narzekają. Niech narzekają na siebie i swoich synów.
Ks. Franciszek Kamecki