2002-08-28
Tegoroczne lato dla rolnika mniej optymistyczne. Jego portfel drży. Krótko wyrosłe zboże, szybko sczerniało. I susza była kwietniowa, majowa i czerwcowa. I lipcowy chłód. Niebawem będzie ocena plonów. Tymczasem wakacje dla dzieci i młodzieży są zawsze radosne. Kolonie, obozy, oazy – rekolekcje, pielgrzymki, wyjazdy, swoboda ciała i duszy, bez dokładniejszego planu i bez dzwonków szkolnych. Wakacje są sprawdzianem samodzielności. Na ile umiemy się organizować sami, razem z rodzeństwem lub przy pomocy rodziców, babci, krewnych? Na ile dorośli chcą i odpowiedzialnie organizują czas sobie i młodszym?
Przyglądam się dzieciom nie mającym zajęć ani pomysłów na spędzenie wolnego czasu. U nas wakacje to obozowisko w lesie (3 biwaki po 5 dni każdy, na każdym ok. 45-60 osób) i dwa turnusy oazy II i I stopnia dla rodzin w czerwcu i lipcu br. I próba z wakacyjną świetlicą parafialną w sierpniu. Nie możemy siedzieć z założonymi rękami. Lepiej być zajętym niż pustym. Nie możemy ogłaszać, że mamy finanse tylko dla 60 dzieci na wakacje, jak podano o Caritas w Bydgoszczy (Gazeta Pom. z 26 VII 2000). Mała parafia powinna zafinansować jedną rodzinę na wakacje, większa 3-4 rodziny, a wielka parafia 6-10 rodzin. I zarazem opracować program duchowo-formacyjny. Nie może być tak, że wypoczynek dla polskich dzieci na Słowacji organizowany przez Tours z Torunia nazwano 10 dniowym alkoholowym obozem pełnym stresu. To skandal. W skardze do kuratorium rodzice napisali, że młodzież piła piwo i wódkę na oczach wychowawców, a 12-letni uczestnicy, którzy nie chcieli pić, byli zagrożeni, bali się i zamykali w pokojach (Gazeta Pom. z 27 VII 2000). Nowa klientela podczas wakacji zwraca się do panienek z czarnymi głowami, które stoją przy trasie nr 1 z Świecia do Bzowa (na Gdańsk) i kiwają kusząco rączkami, codziennie 10 – 13 osób, więcej niż dawniej: „Dziwne jest to, że dziewczyny, pochodzące zazwyczaj z krajów byłego Związku Radzieckiego, urodą nie grzeszą. Pozostaje jeszcze taki drobiazg jak możliwość zarażenia się AIDS lub chorobą weneryczną. Prawdopodobnie jednak żaden z amatorów szybkiego numerka w lesie specjalnie się tym nie przejmuje. Ciekawe, co by na to powiedziały żony?” (Gazeta Pomorska jw.). Nie tylko seksualnym pokazem charakteryzują się polskie drogi. Na nich drżą nam kierownice, podskakujemy, bujamy się jak na karuzeli, czasem wyskakujemy w górę jak odrywający się od ziemi samolot. Na modernizację wszystkich dróg w Polsce potrzeba ogromnej sumy aż ponoć 200 do 400 miliardów polskich nowych złotych. A ile potrzeba na modernizację dróg duchowych prowadzących do wiary w Boga? U nas od roku trwa przebudowa drogi z Bydgoszczy na Gdańsk (jeden pas nowego wiaduktu jest już czynny). To piękny widok i nadzieja. Ale boczne drogi są wciąż niszczone ciężarem dużych samochodów. Z powodu robot muszą jeździć okrężnymi i polnymi drogami, obrywa się tłumik i samochód niszczeje. W tym rozwoju cywilizacyjnym zyskujemy, chociaż poświęcamy coś z siebie… Na gorszych jezdniach męczy nas choroba Parkinsona. Drgawki są częścią naszego wizerunku. I każda parafia drży, bo nie tylko dudni na niej komunikacja, ale i ostro dają czadu dyskoteki piątkowo-sobotnio-niedzielne. Grzesznicy muszą także ćwiczyć drżenie sądu ostatecznego i drżenie zgrzytających zębów, które rozpocznie się z płaczem podczas wyrzucania przeklętych z nieba w ciemności zewnętrzne.
Ks. Franciszek Kamecki