2002-08-10
W tym roku śpiewaliśmy dużo o świętych zadowolonych, uśmiechniętych. O tym że święta załoga kocha Pana Boga. Że każdy może być świętym: duży, mały, chudy, gruby, taki ja i taki ty. Przy wakacyjnym ognisku wokół kilkudziesięciu namiotów czuliśmy się taką załogą. Może byliśmy trochę świeci – chwalipięci. Nie baliśmy się, bo Bóg był naszym Tatą. Dzieci rzeczywiście zostały rozbudzone i rozweselone piosenką o świętości. Prawie 300 tysięcy płyt „Arki Noego” to większy sukces niż Budki Suflera i innych zespołów. Lider grupy „Arka Noego” Robert Friedrich pewnie nie spodziewał się takiej popularności. A zaczęło się od napisania piosenki z okazji zeszłorocznego przyjazdu Ojca św. Potem siostra Mariola z telewizyjnego programu „Ziarno” zapytała czy nie chcieliby tworzyć oprawy muzycznej programu. I tak zaczęły powstawać przeboje m. in. „A gu gu” i inne. Te przeboje śpiewa dziś na pewno pół Polski.
– Wie ksiądz, ta piosenka o świętości z Arki Noego większy wywarła na mnie wpływ niż wszystkie listy pasterskie Episkopatu Polski. Z tej piosenki wydobywa się jakaś radosna ewangelizacja. To jakieś nowe melodie i proste słowa.
– „Jeżeli Pan Bóg wykorzystuje to, co my robimy, do nowej ewangelizacji, to bardzo dobrze. (…) – mówi Robert Friedrich . – Gdy obserwuję wspaniałą atmosferę na koncertach, to dochodzę do wniosku, że to przerasta moje możliwości (…) Gdy coś skomponuję, sprawdzam, jak to działa na moje dzieci. Obserwuję, jak one bawią się i kiwają do rytmu tych melodyjek. Gdy zaczynają się poruszać, to oznacza, że muzyka spodobała się , i to jest gwarancja sukcesu wśród najmłodszych. Nie ukrywam, że pragną również, by lubiła je siostra Mariola. Zdaję sobie sprawę, że nasze występy mają coraz większy wpływ na publiczność, która słucha nas uważnie, co skłania do większej odpowiedzialności… (Gość Niedzielny nr 30 /2000)
Warto zauważyć, jak dynamicznie śpiewa się od tego roku – jak gdyby w nowym stylu, niewątpliwie pod wpływem zespołu Arki Noego – i przeżywa się śpiewanie zespołowo z mocnymi gestami i ruchami. 31 lipca na wieczornym apelu gdańskiej pielgrzymki pieszej u nas w kościele (może było ok. 300 osób, przeważnie młodzież) tak radośnie i gwałtownie dokazywano gitarami, perkusją, śpiewem, gestami, pantomimą, jak gdyby wszystkie ławki falowały i ludzie podskakiwali w jednym rytmie nieustannego plusowania, całą siłą młodości, rąk nóg, głów, całego ciała, potężną ekspresją temperamentów… aż kościół dudnił i drgał. Wszystkie okna, ściany, cegły i posadzka skakały i śmiały się razem z młodzieżą na cześć Jezusa Chrystusa. Np. „Na jeziorze wielka burza, Jezus ze mną w łodzi jest, na jeziorze wielka burza…” – i burzliwe ręce w górze. „Kimże jest ten człowiek, który tu przychodzi z Galilei i dotyka wszystkich, błogosławiąc im..”. – dotykają się nawzajem nadmiarem rąk i idą do innych z dotykaniem. Albo: „I z tą wiarą rzekłbyś do góry; przesuń się, przesuń się, przesuń się… – i przesuwają się z ławek coraz dalej. We wrześniu 2000 naszą radość powiększa także beatyfikacja dobrego papieża Jana XXIII – papieża mojej młodości – który patrzył z balkonu Watykanu na parę zakochanych, dodając: jakże to piękne! Dziś uśmiechałby się razem z nami i falował ramionami, gdyby słyszał, jak młodzież śpiewa i jak swoją młodością przewietrza Kościół. To przecież Jan XXIII rozpoczął Sobór Watykański II (1962 r.), w historii Kościoła największe zgromadzenie ponad 2500 biskupów świata, któremu polecił: oczekuję od niego świeżego powietrza dla Kościoła. Dużo takiego powietrza przynoszą młodzi (potwierdza to zakończony XV Światowy Dzień Młodzieży w Rzymie. Młodość odczujemy mocno w nowym roku szkolnym. I na Olimpiadzie wśród uśmiechów i łez sportowców. Wszystkim oklaski.
Ks. Franciszek Kamecki