Obok inaczej myślących

Drabiną do nieba 11 II 2018 (2) [728]

Niemało jest ludzi czujących, żyjących i myślących inaczej niż ja. Słyszę ich
w radio, widzę w telewizji, czytam, co piszą w gazetach, czasem koresponduję z nimi, rozmawiam okazjonalnie, koleżeńsko, towarzysko, znosząc ich odmienność albo gwałtowność. Czasami ich fundamentalizm cierpliwie tolerować. Dziwię się ich zbyt prostemu widzeniu świata i populistycznym rozwiązaniom wszystkich bolączek tego świata.

Staram się nie dominować, lecz z ostatniego miejsca służyć i pomagać. Wzorem Jezusa, który wziął ręcznik i umywał nogi apostołom. Taka służba. Nieustanna, bez ostatecznego zakończenia, bez finału. Ciągle od nowa. Jak w tej piosence o zaczynaniu od nowa. Nie ma przecież procesów ostatecznych. Jesteśmy w drodze. Dajemy cząstkę z siebie. Bo jesteśmy dla innych, nie dla siebie. I potem milczymy.

Stosuję metodę flisaków, aby rzeka nie płynęła pusto (metoda zaczerpnięta od dawnego wspaniałego duszpasterza młodzieży żeńskiej ks. Jerzego Pawlika). Na rzekę rzucam kolejne drągi, kloce. W rozmowie. Sporadycznie. Spontanicznie. Albo i coś więcej komuś powiem. Niech płyną te słowa, kawałki zdań, myśli utykane pośrodku spotkań z ludźmi. Żal, aby rzeka była daremna, nie pracowała, nie ciągnąc z nurtem drągów. Nie moja rzecz, co będzie u ujścia rzeki. Nie do mnie należą sukces. Ja jestem flisakiem i rzucam na wodę, która dokądś płynie. Nie wszystkich potrafię polubić. Bo nie chcą polubienia. Niektórzy mnie denerwują. Zbyt łatwo formułują sądy. Uczę się ich zrozumieć.

Najtrudniej rozmawia się i obcuje z takimi, którzy wszędzie węszą wrogów i mają wszystkiemu za złe – np. negatywne nastawienie do Zachodniej Europy, do tamtych obcych… Nie mają nastawienia pozytywnego ku bliźniemu. To jest jakaś wielka choroba, która drąży nasze społeczeństwo katolickie. Szerzenie strachu wobec uchodźców, co papież Franciszek nazwał sianiem przemocy.

Próbuję nie uprzedzać się. Codziennie kontroluję swoje chcenia i niechcenia pod kątem czy mieszczą się one w Ewangelii Jezusa. Zabieram na spotkania potężny egzemplarz Pisma św. i mówię, że tam jest mądrość, nasz autorytet, nasze rozwiązywanie sporów i poglądów. Bo o to chodzi czy moje myślenie, to, co mi się wydaje, jest zgodne z ewangelicznym przesłaniem Jezusa. W Ewangeliach są zarysowane różne postawy, różne sytuacje, które Jezus jednoznacznie nazywa. Przypowieści modelują, jak powinno być w życiu, co jest lepsze i słuszniejsze. Ile razy przedstawieni są dwaj bracia jako modelowe przykłady zachowań.

Uświadamiam sobie i innym, jak trudno jest kochać drugiego człowieka. Zwłaszcza jak jest on przedstawicielem jakiegoś urzędu lub władzy. Ale i zwykły obywatel przychodzi z gotową historyjką o tym, że go ktoś okradł, że jest z Wrocławia i potrzebuje pomocy… A dlaczego pan nie udał się do jakiejś parafii w Wrocławiu? – pytam. Tu jest Pomorze. Albo jest ktoś z mojej parafii i chce jedzenia. Daję mu. I jeszcze parę złotych. I pytam: dlaczego pani nie przyszła pomóc sprzątać w kościele? A ty, bezrobotny przyjacielu, mając tyle czasu, nie masz godziny na przybycie do kościoła? Bezrobocie – kiedy ludzie mają dużo czasu – nie przyczyniło się do większej frekwencji.

Korespondowałem przez wiele lat z publicystą i poetą w Szwecji, który z pochodzenia był polskim Żydem, opuścił nasz kraj w 1968, wcześniej był w gułagach radzieckich i jadł byle co, ateista, któremu wysłano mój tomik wierszy z Warszawy. Po przeczytaniu uznał te teksty jak gdyby za swoje, własne i od tego zaczęła się między nami kilkuletnia korespondencja. Tu ksiądz katolicki, a tam ateista. Tu Polak, tam Żyd. Tak też bywa. I chyba korzystamy wzajemnie.

KS. FRANCISZEK KAMECKI

Dodaj komentarz