2010-05-01
Ten felieton piszę w lutym, a czytać będziesz, Czytelniku, w maju. Temat jednak nie będzie przestarzały. Problematyka nadmiernej ingerencji państwa w rodzinę jest zawsze aktualna, nawet dramatyczna i niebezpieczna. Bo oto państwo chce być wszystkim. Tak było za czasów komunistycznych, kiedy obowiązywała zasada reżymu – totalitaryzmu politycznego, wojskowego, gospodarczego, obyczajowego, podporządkowanego marksizmowi i leninizmowi. W moich uszach wciąż słyszę hasło „Manifestu komunistycznego” (z połowy XIX w.), aby wyzwolić robotnika od ucisku pracodawcy i m. in. wyzwolić dziecko od ucisku… rodziców.
Władza państwowa i dzisiaj stosuje tamte idee, nawet mocniej je stosuje np. wobec rodziny, bo posiada lepsze i silniejsze możliwości „technicze”. I takie prawo sobie wciąż tworzy, aby być górą nad obywatelem. W wielu wypadkach to prawo jest wątpliwe. Nadmierne. Niesprawiedliwe. To jest pewna zarozumiałość i arogancja tych, którzy tym prawem się posługują. Bo widzą często tylko literę, a nie widzą ducha. Życie jest bardziej skomplikowane niż prawo, więc w sprawach rodzinnych, wzajemnych odniesień trzeba uwzględnić wyczucie, serce, intuicję, kontekst, środowisko, sąsiadów, szkołę, nauczycieli, krewnych, sołtysa, księdza, (na wsi szczególnie).
Potrzebne jakieś sądy łagodzenia napięć. Sądy gminne dla dobra małżeństwa, rodziny i dobra wspólnego. Struktury państwowe w demokracji są zbyt sztywne, bez serca, góruje w nich nadmiar instytucji i biurokracji. Poza tym te instytucje nie są godne zaufania (a powinny być przyjacielem), są chore w państwie: media pokazują często korupcję, niegospodarność, nadużywanie władzy jako przewagę służbową, złe relacje miedzy kierownikiem a pracownikiem itp. W Polsce powiększa się amerykańska wiara w psychologię, pedagogikę i pokrewne dyscypliny, rozbudowuje się te studia i metody pracy z ludźmi, mnoży się armię wykształconych psychologów, pedagogów, doradców, kompetentnych w sprawach małżeństwa, rodziny i sąsiadów – często niestety pozornie kompetentnych, z książkową wiedzą bez praktyki, którzy nie potrafią sobie poradzić dobrze ze sobą, a chcą doradzać innym. Co najbardziej niebezpieczne? Pewny fakt, iż narastająca liczba tak wykształconych (nie zawsze najlepiej, często o wątpliwej umiejętności) wpływa na rozbudowę pozornych poradni, instytutów, gabinetów doradzających, diagnozujących, stając się rzeczoznawcami, ekspertami, tworząc kryteria oceny w sądownictwie, w wyrokach, przyczyniając się do złych decyzji kuratorskich.
Koniecznie trzeba zmniejszyć rolę państwa.
Przykłady. Pełno. Najbardziej drastyczny widziany w telewizji 5 lutego 2010 r. Opisany zaraz 6 lutego w „Gazecie Wyborczej„ jako wielki reportaż . 26 stycznia kuratorzy sądowi, policja i prokurator siła odbierają matce 9,5 letniego syna, bo opiekę nad nim sąd przyznał ojcu, który od 6 lat jest poza domem, odszedł. Poskarżył się, że ma utrudniony dostęp do syna. Włosy się jeżą, złość rośnie pod sercem, i bunt pęcznieje w mózgu przeciwko takim działaniom kuratorek, 11 policjantom i innym. Taka interwencja jest brutalna i wychowawczo szkodliwa, jest nadużyciem władzy, skoro 11 policjantów, kuratorki sądowe, prokurator i inni brali udział w akcji odbierania matce syna. Odbierania siłowego, na chama, jak to się mówi u nas. W obronie stanęła cała wieś.
Czekam na ripostę polskich biskupów. Powinni jak biskup krakowski św. Stanisław zająć stanowisko moralne w tej kwestii. Taki zdarzeń negatywnych – nadużywania państwa w rozrywaniu rodziny i odrywania dzieci od matki – już było wiele w Polsce. Należy zabrać głos. Oto kilka zdań z reportażu Violetty Szostak (GW 6 II 2010):
„Kobiety przyniosły transparent: „Kurator! Policja! Nie odbierajcie dziecka matce!”
– Trzy radiowozy! Do jednego dziecka tyle ludzi?
Kamera, która jeden z mieszkańców Kobyłej Góry nagrywa te sceny, kieruje się na policyjne wozy. Wysiadają funkcjonariusze i kilka osób w cywilu. Wchodzą do domu. Następna scena. Mężczyzna w asyście policji wynosi chłopca. Dziecko krzyczy: – Mamo! Mamo! Wyrywa się, chwyta płotu, krzaków. Owinięte jest w koc. Ludzie przed domem: – Co wy robicie?! No, co wy robicie?!
Zwierzęta się lepiej traktuje! Policjanci odsuwają ludzi, cywile ładują chłopca do radiowozu. Ktoś krzyczy: – Gestapo! Ktoś płacze. Biegnie kobieta, próbuje dostać się do auta, policjant ją przytrzymuje. Ludzie: – Zostawcie matkę! Nogi, policyjna kamizelka, śnieg, łokcie -operator kamery przepycha sie z policjantami. Ten film mieszkańcy Kobylej Góry zamieścili w internecie, wysłali do mediów. – Ludzie się tu wkurzyli – relacjonują. Kiedy do wsi przyjadą ekipy telewizyjne, czekać będzie już tłum ludzi.
– Oddajcie Olka! Chcemy sprawiedliwości! – skandują sąsiedzi, koledzy Olka w szkole i ich rodzice, wychowawczyni, proboszcz, wójt, znajomi matki z tutejszego domu opieki społecznej, gdzie pracuje jako opiekunka.”
Kuratorka jest bezduszna, skoro uważa że kwestie emocjonalne zostawić psychologom. Trzeba wykonać postanowienie sądu. Prokurator mówi, że należy odstąpić od zabierania na siłę, skoro matka nie chce ani syn też nie chce jej opuścić. Lekarka: matka kocha dziecko, jest zadbane, ale skoro takie prawo, ale dziwne to prawo. Policjant: to skończy się traumą, wyrywaniem dziecka. Itd….
Jeszcze z reportażu pani Violetty Szostak. „Kuratorki, lekarka, policjanci. – Ale nie możemy go wynieść bez butów. – Zaraz nas zlinczują mieszkańcy. Prokurator: Ja się tylko zastanawiam nad konsekwencją, jaki to ma wpływ na dobro dziecka. Patrzę na artykuł 598. Mamy podstawę prawną, żeby odstąpić… (…) Olek w pokoju: – Nie chcę jechać! Nie! Taty nie kocham. On też mnie nie kocha. Nie kocha mnie.”
I jak ocenić w Polsce służby powołane do pokoju, spokoju, bezpieczeństwa, jeżeli one rozrywają matkę ze synem?
Z rozmów osobistych wiem, że służby zajmujące się adopcją i rodzinami zastępczymi także sztywno podchodzą, bezdusznie, według litery prawa, a nie według serca. Służby rodzinne i podobne trzeba poprawić, aby ich działalność nie polegała na statystyce – ile razy opiniują, interweniują lub zabierają dziecko od matki – ale aby polegała na tym, ile razy ich kontrola przyspiesza adopcje i tworzenie rodzin zastępczych, i powoli przyczyniała się do likwidacji domów dziecka, które są najbardziej nieszczęśliwym rozwiązaniem i najniższym poziomem dobra wspólnego. Uważam, że trzeba zmniejszyć rolę państwa i takich poradni itp, a wzmocnić samorządowość i organizacje pozarządowe. One powinny zajmować się tym, co na dole w społeczeństwie: pomocą i oceną obywatela, małżeństwa, rodziny. I organizowaniem troski i załagodzenia sporów.
Jakub Starszy