2008-01-01
Schody są do wchodzenia na górę, ale i do zrzucania natrętnych domokrążców. Na schodach czają się biedni, potrzebujący pomocy. Ze schodów wyrzucił Jezus sprzedających i kupujących. Ze schodów można ręką powiedzieć: proszę! Albo i: won, panie tego, panie owego, zjedź mi z oczu pani piękna i niedobra!
Były pan premier nie wychowywał się ani na schodach, ani na podwórkach. Oświadczył, że wychował się w lepszych miejscach niż pan Donald Tusk. W lepszych miejscach dojrzewał i uczy się dorosłości. Ja (i pewnie wielu podobnych) pamięta dobrze schody i podwórko. Jesteśmy z podwórka. Ze schodów zmiatało się naniesiony kurz i brud. Zrzucało się stare buty i podarte materiały. Św. Franciszek podczas nieobecności ojca zabierał sukno i je rozdawał na schodach domu. Niecierpliwe próbował urzeczywistniać Ewangelię. I jego gest stał się klasycznym gestem miłosierdzia chrześcijańskiego.
Często nie wiem, jak się zachować wobec bliźniego i jak udzielać mu pomocy. Patrzymy przez okno albo przez dziurkę od klucza, kto tam dzwoni, czego chce. Kogo widzimy? No, właśnie, to nasz przyjaciel. pijak z sąsiedztwa, chce parę złotych na chleb. A potem kupuje wino, do wina wsypuje sodę, aby musujący i smaczny trunek wypić. Jeżeli mu nie dasz nic, będzie co chwila przychodził i dzwonił. Pozbyć się natręta można jedynie wtedy, kiedy mu coś damy i zadowolimy jego natręctwo. Pragnienia natręta trzeba spełnić. I Panu Bogu zostawić, co będzie dalej.
A jeżeli to taki, który po otrzymaniu czegokolwiek potem na drugiej ulicy wchodzi do samochodu i z niejaką blondynką wyjeżdża w siną dal. Okazuje się, że to szajka zorganizowana, która chodzi po domach i prosi o łaskę.
Jeżeli we śnie przyśni się nam taki jeden i drugi biedak, która ma na sobie połowę otrzymanego swetra na ramieniu albo taka samotna kobieta i matka, która karmi czwórkę głodnych dzieci… Wtedy to jest dobry sen. Spełniliśmy siebie. Byliśmy dla. Obecny papież Benedykt XVI lansuje taka definicję człowieka, że on jest dla. Nie jest dla siebie. Nie żyjemy dla siebie. Ani nie umieramy dla siebie.
Napisałem taki wiersz:
Proszącemu przy drzwiach
dałem jedzenie w torbie
20 złotych i poprawnych uśmiech
i jakieś ukryte uzasadnienie o miłosierdziu
wyszedłem na głupka
Innemu ofiarowałem
trochę złomu parę desek
trzy puszki farby
ocenił wśród kolesiów
że jestem dupek
Czy warto spełniać życzenia?
Czy warto rannych owijać bandażami?
Czy warto najmniejszych prowadzić
na giełdę wielkich liczb?
Czy od kogo kiedykolwiek usłyszymy
jak miłować?