Sen proboszcza

2003-10-15

Miałem sen.
Zatelefonował do mnie Pan Jezus.
Pytał się, jaka jest w Polsce pogoda. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Bo czy chodziło o pogodę dla bogaczy, czy o pogodę taką w przyrodzie np. deszcz, słońce, spadek ciśnienia… Jednak chodziło Mu o pogodę w znaczeniu duchowym, o kondycję polskiego społeczeństwa. Czy ludzie są źle, pesymistycznie czarno i narzekająco nastawienie na jutro, i na pojutrze, czy optymistycznie widzą przyszłość? I czy widzą coś Bożego na horyzoncie, coś obiecanego z nadzieją i zmartwychwstaniem? Czy przeczuwają, że niejasne i niepewne zamieni się w jasne i pewne, w radość nieprzerywaną żadnym strachem i głupstwem?

– Nie wiem, Panie Jezu. Obawiam się, że ludzie wątpią, rozpaczają, nie przeżywają obietnicy radości po śmierci. Nie wierzą do końca, że ich jedno życie zamieni się w pełnię życia.
– Pomnożyłem liczbę świętych Franciszków, jak wiesz, 13 maja br. pastuszek Franciszek z Fatimy z Hiacyntą zostali ogłoszeni błogosławionymi, bo cierpieli dla mnie i za grzeszników. Modlili się serdecznie.
– Ale, Panie, nikt dziś z rodziców nie chce swojemu synkowi nadać imienia Franciszek. Może matkom spodoba się Hiacynta. Ale Franciszki to niemodne imiona.
– Na idź za modą. Nieważne, co ludziom się podoba, ale co Bogu się podoba.
– A co się Bogu podoba we mnie, Panie?
– W tobie podobają mi się najbardziej twoje chore nogi. Będę czasem łagodził bóle twoich nóg. Nie martw się, jeszcze musisz pocierpieć trochę, bo wiele jest do nawrócenia w twojej parafii. Czy jesteś gotowy dać wszystko za nawrócenie twoich parafian?
– Tak, tak, Panie, zgadzam się, jeżeli taka Twoja wola. Chcę dać swoje cierpienie, i nieudolność, i swoją bezradność, i niemożność, którą muszą znosić moi parafianie. Chcę dać wszystko, bylebym jedną lub dwie, trzy rodziny więcej mógł zobaczyć w każdą niedzielę na Najświętszej Eucharystii. Niech mam coraz gorzej w życiu, byleby – i oby – tylko z tego powodu inni mieli lepiej i bardziej szanowali Boga, imię Boże, święte czasy niedziel i świąt, aby przykazania nosili w sercach i głowach. Niech wielkodusznie sobie przebaczają codziennie przed zachodem słońca. Niech mniej się zwracają do telewizora, a więcej ku sobie nawzajem z uśmiechem, rozmową, dialogiem małżeńskim…

I obudziłem się w środku nocy. Spocony. I przekonany, że to nie był wcale sen. Wstałem i pobiegłem do telefonu. Słuchawka była ciepła. Może tej nocy przyśni mi się jeszcze coś np. drabina Jakuba z siedzącymi na niej aniołami, czekającymi na koniec roku szkolnego.

Ks. Franciszek Kamecki

Dodaj komentarz