SKARGA KSIĘDZA (III)
Ukryty Panie,
stojącym o świcie w kolejce i gorliwym
zabierasz bramę i ogrodzenie, i domofon,
dziwią się ateiści, bo wierzą że po Twojej stronie
nie ma bramy ani drzwi, ani rozmowy,
zakręć kolorową karuzelą w ciemności,
pozwól aniołom rozsypać bezkresną pustynię,
gdzie tysiąc kilometrów jest jak dziesięć,
a z porannej mgły niech się wynurzy piękna Wenus
jak zachęcająca przejrzystość perspektywy,
uchroń mnie przed labiryntem,
spraw, abym w mojej podróży wyczuwał sens i cel,
węchem i słuchem rozpoznawał doliny i wodospady,
widział, dokąd lecą łabędzie, z jakiego powodu płoszą się stada kozic, jestem wzrokowcem, bez Ciebie, Panie, jestem ślepy.
Czy niejasność to Twój kaprys,
czy to przeciąganie wielbłąda przez ucho igielne
i odwracanie kota ogonem
lub zdolność chodzenia po suficie zamiast po podłodze?
Jak możesz ostatnim, spóźnialskim, leniom
ofiarować pierwsze krzesła,
a pierwszym, wiernym do końca, odbierać złote medale?
Przecież przyjmujesz sprawiedliwość, krzywdę,
słone żale, pokorne klękanie,
zmieniasz życiorysy i historie,
przywróciłeś Galileuszowi spokój,
dominikanin Savonarola czeka na zgaszenie płomienia,
podobnie Giordano Bruno z Campo dei Fiori w Rzymie
tęskni za czymś. Za czym?