DOM ŚW. AUGUSTYNA

gościnnej plebanii w Subkowach

Z rana rozsuwam zasłony,
otwieram okiennice i okna.
Odlatuje od nas nocny zaduch
i czarne skupienie.
Mówię: – Kochani, powstańmy.
Niech słońce i świeże powietrze przebiegnie
przez naszą nocną katechezę.
Ruszajmy zwiotczałymi nogami,
oddychajmy mocniej dobrą wolą,
przecierajmy rozum, oczy i uszy,
kręgosłupowi poprawmy linię
a głowie poprawność.
Przed nami niespodzianki i niejasność.
Za pradoliną Wisły mgła i ukryte szczęście.
Czuć wilgoć i jakieś błyski, które co chwila
przeskakują gdzieś ponad nerwami,

Kończy się biel cynkowa i żółć,
i cynober, i przestrzeń, i czas.
Pan Bóg przychodzi do nas po cichu
bez dzwonków i serdecznie.
Przyjmuje niespokojne serca.
I pozwala spacerować po swoich
barwnych i nieskończonych pejzażach.

[z tomiku „Skarga księdza”]

MODLITWA W OGRODZIE ŚW. FRANCISZKA Z ASYŻU

Gościom plebańskiego ogrodu

Panie podziwiam stworzony świat
nawet z suszonych śliwek cudownie smak
wślizguje się śliną w gardło

W moim ogrodzie na kocu opala się
radosna Magdalena
która nikogo nie dotknęła
ani Tyś jej nie przestraszył po zmartwychwstaniu

Moim dzieciom nie rosną
diabełki na nogach i rękach
żółw Kuba jak mały czołg na sznurku
zza drzewa nie chce strzelać
pies Jory przyjaźni się z złodziejami
słońce uśmiecha się z rana
do zaspanych bandytów
widać błysk złota we włosach biegnącej dziewczyny
i na pasku jej sukienki
i w bransolecie na przedramieniu

Rozkosz jest wtedy kiedy wdychamy świeże powietrze
gdy rosę na krzewach możemy głaskać ręką

Z wiadra pod drzwiami wróbelki
wyskubią wczorajsze resztki
bo nie boją się kota

Wilków nie ma bo wypożyczone grają
w bajce o Czerwonym Kapturku
lew został w ZOO
a krokodyl w swoim kraju
jadowite węże tylko w snach łagodnie
zawijają się misjonarzom pod szyjami

Pstrągi w wannie nie wiedzą
że umrą ugotowane
aby potem najedzony silny człowiek
mógł podnosić poziomy świata coraz wyżej
aż spełni się ostateczna obietnica
ukryta w pokrochmalonych płótnach wniebowstąpienia

Panie Jezu

i komunistom dasz na koniec
po denarze jeżeli zrezygnują z błędów
i fałszywych sztandarów
a ogrodnikom pierwszą nagrodę
bo u nich trawa i kwiaty ważniejsze niż złoto
a zmartwionym swoim uczniom
przy pustych łodziach
nie połamiesz wioseł
lecz z niczego rozmnożysz
pełne skrzynie ryb

Franciszek Kamecki
Z tomiku „Skarga księdza”

JAKUB STARSZY

Z nogą postawioną na wytartym szymlu
skrobiąc drągi w nadwiślańskim parowie
wśród kasztanów i lip pod neogotycką wieżą czterdzieści dziewięć metrów Jakub Starszy rozmyśla o sobie o pradolinach prapoczątku
o pierwszym jajku z którego wykluł się diabełek
o podróży przez Morze Czerwone o czarcim młynie
o orlich szponach wyciągniętych ponad nicość
do rozrywania ciemności

Chciałby popatrzeć przez ucho igielne
na tamten świat daleki za próchnem i cmentarzem odległy i bliski
inny niż szuranie i dudnienie szosy gdańskiej inny niż blaszane wibracje maszyn drogowych spokojniejszy niż tarmoszące się gałęzie jabłoni popychane wiatrem

Swoje szczęście chciałby przy dwustuletniej szopie z pruskim murem oddzielić od rozpędzonego walca
który milion razy okrążył
autostrady planety
i świecącymi pierścieniami
próbuje spalić jedną epokę drugą i trzecią

Chciałby jeszcze raz w kufajce i czapce z rydelkiem
z batem na koniu
zawędrować do królestwa
siedmiu tłustych krów

– Panie jeżeli przyjmujesz nasze słowa
przebacz dziesięciu braciom
którzy związali Józefa syna złotego
i wrzucili do studni
i potem jak niewolnika sprzedali go tanio
obcemu w Egipcie

– Czy Józef po raz drugi
pojedna się z nami nikczemnikami?

– Czy pozwoli zabrać worki z ziarnami pszenicy
aby obsiać gołe pustynie?

– Pytam Cię Boże
pytam tyle razy o sens

dlatego wspominam tę egipską historię
która niedaleko u nas znowu się zaczyna
i nie wiadomo jak się skończy

Z zaropiałej dolnej wargi
starca zsuwa się cieniutka długa ślina na brodę i na kolana
i na trawę jak srebrna przędza bez kołowrotka
błyszczy chwilkę jak oko pod powieką śmierci

[z tomiku „Skarga księdza”]