Z ciemności do światła, ze śmierci do życia

2010-11-03

Jesień to niezły czas rozmyślań o tym, co będzie, co się stanie z nami. Wczesne zachody słońca. Najkrótsze dni w naszej strefie geograficznej. Ciemność, przed którą bronimy się, aby nas  nie dopadła. I próbujemy jej odebrać symbolikę strachu,  piekła i szatana. Wolimy bowiem światło.

I jedziemy lub spacerujemy na cmentarze. Każdej jesieni czynimy to samo. Nawet najsłabsi duchowo i uczuciowo przypominają sobie, że gdzieś tam na jakimś cmentarzu leży ich matka, ich ojciec, jakiś krewny, znajomy, kolega. Przy drogach widzimy krzyże tych, którzy roztrzaskali się w wypadkach drogowych. Odczuwamy szczególnie tegoroczne dramaty trzykrotnej powodzi w wielu miejscach kraju, utratę tysięcy różnorodnych zabudowań na zawsze lub uszkodzonych mieszkań na czas remontów oraz niekończących się obsuwanych ze skarpy, spadających i rozpadających się nowych domów… pamiętając najbardziej bolesną katastrofę polskiego samolotu prezydenckiego w Smoleńsku dniu 10 kwietnia (kiedy wszyscy zginęli z panem prezydentem i jego żoną), której skutki i wokół niej rozliczne pytania krążą po całej  Polsce – jak złowroga wichura – podtrzymywane przez polityków i media. Nawet nie czuje się postawy religijnej w milczeniu i pokorze wobec tejże katastrofy. Zamiast „dobry Jezu a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie” słyszy się dźwięki walki politycznej pomiędzy różnymi grupami, najpierw pod krzyżem przed pałacem prezydenckim w Warszawie, a obecnie nieomalże w każdej polskiej rodzinie. Gdzie solidarność pomiędzy Polakami? Jakże katoliccy politycy mogą tak się złościć na siebie nawzajem?

Brakuje wyraźniejszego lidera. Brakuje Jana Pawła II. Biskupi i duchowni wypowiadali się także zbyt jednostronnie. A politycy oceniają teraz, kto z nich jest przyjacielem, a kto wrogiem Kościoła. Nie spodziewałem się, że walka o upamiętnienie tych, którzy zginęli, będzie walką o pomniki nagrobne. Uważam, że  pochowanie pary prezydenckiej na Wawelu – dla niektórych kontrowersyjne – to już najwyższy szacunek państwowy, polityczny i moralny. I na tym należałoby skończyć.  Inne formy prywatnie można projektować.

*

Z ciemności grobu podążamy do światła. I to jest nasza perspektywa życia wiecznego. Jezus Chrystus całe swoje życie poświęcić Światłu, Życiu, dokąd nas pociąga.

Nie ciemność, nie śmierć, nie nicość, lecz otwarta brama ze światłem, nieśmiertelność, pełnia w Bogu. Świętość – jako sposób, aby dojść do Światła i Życia ostatecznego.

Pod hasłem „Jan Paweł II – odwaga świętości” obchodziliśmy 10 października 2010 tegoroczny X Dzień Papieski. W całym kraju odbywały się imprezy kulturalne, edukacyjne i sportowe upamiętniające postać polskiego Papieża. Modliliśmy się o rychłą beatyfikację zmarłego Papieża . Zmarł 5,5 roku temu tj.  2 IV 2005. Przeprowadzona została ogólnopolska zbiórka pieniędzy na rzecz Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia, która prowadzi program stypendialny dla uzdolnionej młodzieży z uboższych rodzin. Ta fundacja stypendialna jest żywym pomnikiem zmarłego papieża Jana Pawła II Wielkiego. Budujemy ją ofiarami , złotówkami – oby jak najhojniejszymi –  dla ubogiej i zdolnej polskiej młodzieży.

List biskupów z okazji tego X Dnia Papieskiego przypominał, że plakat promujący tegoroczne obchody przedstawia ks. Jerzego Popiełuszkę, ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego i Ojca Świętego Jana Pawła II, których „fascynowała odwaga w dążeniu do świętości”. „Niech nasza odwaga w dążeniu do świętości na wzór Jana Pawła II wyzwala duchowe energie, które będą największym bogactwem Ojczyzny, dotkniętej w tym roku tak dramatycznymi doświadczeniami” – zachęcają nasi biskupi. – Kard. Dziwisz mówi:  Jan Paweł II był nadzwyczajny w swojej zwyczajności .  On nie „stał się” świętym nagle. Odczuwaliśmy, że nieustannie  „z nim był Bóg, a my szukaliśmy właśnie Boga” przez niego, przez jego słowa i czyny, gesty i uśmiech. – wspomina krakowski kard. Dziwisz, opowiadając jako bliski świadek o szczególnych „znakach świętości” w życiu abp. Karola Wojtyły, a później papieża Jana Pawła II.  – „W papieżu (od razu widziało się) „modlitwę oraz jego autentyczność i przejrzystość. Charakteryzowały go też niezwykłe gesty. Kiedy przechodził korytarzem kurii zatrzymywał się przed krucyfiksem, aby go ucałować i uczcić swojego Mistrza. Pamiętam, jak kiedyś podczas wizyty w Sandomierzu w pewnym momencie zauważył chleb na bruku. Uklęknął, ucałował ten chleb i położył go ptakom na trawie” – wspomina kardynał Dziwisz. – „Trzeba wziąć na poważnie jego nauczanie i wprowadzić je krok po kroku w życie społeczne. Podczas wizyty we Francji Ojciec Święty pytał: „Francjo, najstarsza Córko Kościoła, co uczyniłaś ze swoim chrztem?” Być może Jan Paweł II pyta dziś Polaków: „co zrobiliście z tym wszystkim, co Wam zostawiłem? Zróbcie rachunek sumienia!”(z wywiadu Tomasza Królaka i Marcina Przeciszewskiego w KAI)

”Mówi się, że każdego prawdziwego świętego charakteryzuje poczucie humor. Papież był tego potwierdzeniem, bo to był człowiek naturalny, otwarty i radosny. Bardzo lubił się pośmiać, zaśpiewać, zażartować, ale nigdy nie śmiał się z kogoś. Nie chciał nikomu robić przykrości. Ilekroć bp Albin Małysiak z Krakowa odwiedzał Ojca Świętego, to przedtem zbierał kawały, radosne przykłady i historie z życia Archidiecezji, żeby je opowiedzieć Papieżowi. Posiłek przy stole papieskim przebiegał wtedy niezwykle pogodnie…”

Papież wnosił do tego kontaktu z drugim obecność Boga. Pewnego razu na kolacji u Ojca Świętego gościła wielopokoleniowa żydowska rodzina z Ameryki. Była babka – profesor filozofii, syn – sędzia oraz wnuk i wnuczka. W pewnym momencie ten młody człowiek zwrócił się do Papieża: ja tu wyczuwam obecność Pana Boga, czy mogę zaśpiewać? I zaśpiewał pieśń modlitewną po angielsku i po hebrajsku. Jego słowa o tym, że wyczuwa w tej sytuacji Pana Boga, ogromnie mnie uderzyły – wspomina kard. Dziwisz (jw. w KAI).

Więc świętość jest i dla nas drogą.

 

    *

Odwiedzając mogiły pamiętajmy o sobie. Bo i my umrzemy, i powinniśmy rozmyślać o tej ostateczności. I pytać:  co ma wspólnego z nami Jezus Chrystus i życie Jezus, i Jego śmierć, i Jego zmartwychwstanie? Pomniki mniej cenne. Ważniejsza nasza zachwycająca postawa i pełna podziwu dla Boga.

(Dodaję wiersz  o tym, co ostateczne przed nam, z mojego zbiorku „Skarga księdza” wyd. Topos, Sopot 2002).

ZAWÓD  DOZORCY

Mój zawód: czarny strój  mocne buty
pilnuję dzwonków pomiędzy
ludzie przechodzą  nago
niczego nie mogą zabrać
bo tam gdzie idą
nie ma podłogi ani wieszaków

Mam zegarek elektroniczny
troszczę się o  godzinę pierwszą  i ostatnią
pierwsza się chwali że już jest
pyszna punktualna
ostatniej nie widać na horyzoncie
spóźnia się siedzi w toalecie
myje zęby
układa przemówienie ćwiczy mięśnie
aby zmierzyć się z  otchłanią
i  wytrzymać zgrzytanie zębów
w czarnej skrzyni

Uczę się zdziwienia i strachu
i nadziei
wycieram schody poprawiam  lustra
korytarz powinien być oświetlony
po bokach dużo aniołów
koniecznie muzyka
oczywiście monumentalna
na przykład Wojciecha Kilara
chór i bębny  najlepiej  zaprowadzą
do miejsc gdzie nie ma ani dnia ani godziny

Nawet nie przygotowani tam trafią  po omacku
ponieważ  zlikwidowano lewą i prawą stronę
nie ma tam  żadnych kierunków
ani kilometrów

Po przybyciu ostatnich
którzy niczego się nie spodziewają
zacznie się  radość

Niewierzących zachwyci
obfitość i  różnorodność

Święci będą  zaskoczeni
nadmiarem miłosierdzia

Łza przestanie płakać

Błąd wyparuje

Nicość nie zdąży zaistnieć


Jakub Starszy

Dodaj komentarz